Librus, Vulcan, a może jakieś darmowe narzędzie do administracji szkołą?

Czy naprawdę tysiące instytucji państwowych powinny płacić dwóm instytucjom prywatnym?

Miałem sposobność obserwowania jako uczeń jak szkoły rozpoczęły używać dzienników elektronicznych. Najpierw dokumentacja była duplikowana: wszystko co zostało wprowadzone do e-dziennika, było również wprowadzane do tradycyjnej książeczki z ocenami. Wtedy koncept postawienia komputera podpiętego do internetu w każdej sali lekcyjnej wydawał się mi nieprawdopodobny. Powiedziałbym, że zmiana nastąpiła szybko, szkoły z małych gmin podążyły za liceami z dużych miast zaledwie po kilku latach. Tyle czasu też wystarczyło, żeby mało kto chyba wyobrażał sobie dalsze stosowanie papierowych dzienników. Zmianę przeprowadziły prywatne spółki, które opracowały odpowiednie (początkowo bardzo wadliwe) oprogramowanie. Z czasem okazało się, że dwa rozwiązania: Librus Synergia oraz Dziennik VULCAN opanowały zdecydowaną większość rynku. Czy z pożytkiem dla użytkowników? Moim zdaniem nie. I bardzo chciałbym, żeby z tym skończyć i tym firmom podziękować…

Do napisania tego posta zainspirował mnie ten materiał:

Mam dość podobne zdanie do autora tego materiału, choć nacisk kładę na nieco innych kwestiach.

Opłaty od rodziców

Moje myśli mają w końcu szansę trafić na podatny grunt. Wielu rodziców (słusznie, choć moim zdaniem zbyt późno) zbulwersowało się pomysłem wprowadzenia opłat od używania najbardziej podstawowych funkcjonalności aplikacji w dzienniku od VULCAN. Librus nie jest wiele lepszy: tam też za nieco wygody (i dodatkową funkcjonalność taką jak natychmiastowe powiadomienia) trzeba zapłacić. Nie zgodziłbym się tutaj z tymi, którzy od razu zapytają, czy naprawdę szkoda mi wydać kilkadziesiąt złotych rocznie za dziecko. Tak, to nie jest wysoka stawka dla rodzica, ale na pieniądzę patrzę też z drugiej strony: to bardzo duży strumień pieniędzy dla operatora systemu. Moim zdaniem firmy te nie są etycznie uprawnione do pobierania tych pieniędzy. Powiedziałbym, że już dużo bardziej uprawnione byłoby, gdybym za możliwość wysyłania rozwiązań w systemie Solve pobierał niewielką opłatę np. przy rejestracji. Jestem współautorem sporej części materiałów w tym systemie, jakiejś części samego (bardzo nietrywialnego zresztą) oprogramowania sprawdzającego prace uczniów w sposób automatyczny, a jednak nie przyszło mi do głowy pobierać od uczniów lub ich rodziców choćby złotówki.

Firmy te nadużywają swojej pozycji: ani opracowanie, ani obsługa tego rozwiązania nie kosztuje tyle pieniędzy. Ponieważ jednak ich produkt jest tak popularny (stosowany w placówkach publicznych), technicznie mogą sobie na to pozwolić. Co prawda rozporządzenie o zarządzaniu e-dziennikami wskazuje, że prowadzenie takiego dziennika wymaga, żeby umożliwić rodzicom bezpłatny wgląd do tych części, które dotyczą ich dzieci, ale nie precyzuje w jaki sposób ten dostęp ma wyglądać. A więc twórcy VULCANa potraktowali to bardzo serio: chcesz mieć za darmo? To sprawdź sobie z przeglądarki internetowej. Jest za darmo? Jest. A że większość ludzi przegląda teraz internet przez komórkę, a do wszystkiego (również dziennika elektronicznego) jest osobna aplikacja, to już inna sprawa.

Opłaty od szkół

Zarówno gdy wystawiam oceny uczniom korzystając z części dla nauczyciela, jak i gdy przeglądam wybryki mojego syna w szkole korzystając z części dla rodzica, wolę do tego użyć komputera. Teoretycznie więc te opłaty za korzystanie z dodatkowych funkcji aplikacji mnie nie dotyczą. Dzienniki elektroniczne bulwersowały mnie jednak jeszcze wcześniej.

Szkoły (przypomnę: publiczne placówki, finansowane z naszych podatków) co roku płacą operatorom systemu opłaty licencyjne. Strumień pieniędzy z tysięcy publicznych organizacji płynie w zasadzie tylko do dwóch firm. Czy naprawdę opracowanie centralnego systemu byłoby takie trudne? Tak, wiem, historia pokazuje, że nie zawsze tworzenie (a może szerzej: projektowanie, kupowanie i zarządzanie) takiego oprogramowania wychodziło naszemu państwu dobrze. Z drugiej strony pewne systemy informatyczne działają nieźle (ot choćby aplikacja mObywatel, Internetowy Portal Pacjenta czy portal Historia Pojazdu). Dawno ktoś powinien się zorientować, że nasze podatki są wydawane na dokarmianie coraz bardziej bezczelnie prowadzonych firm obsługujących rozwiązania, które nie są wcale aż tak trudne do stworzenia i zarządzania.

Płatna reklama

Nikt z opłacających te firmy nie ma też kontroli nad tym, jakie reklamy wyświetlane są uczniom, rodzicom i pracownikom sektora edukacji w używanych przez nich systemach informatycznych. Nie wiem czy poczułbym się dobrze, gdybym zobaczył reklamę jakiegoś produktu, logując się na przykład do aplikacji mObywatel. Dlaczego zatem powinienem oglądać reklamy i jako przymuszony użytkownik produktu (jako nauczyciel nie mogę przecież odmówić używania e-dziennika) dokładać do zarobku z reklamy dla prywatnych podmiotów? Dobra, wiem, bo tymi portalami zarządzają te prywatny podmiot, no ale tutaj ponownie: tak nie powinno być.

Jakość systemów e-dziennika

Nie będę kłamał, że po tych wszystkich latach, twórcy systemów nie poprawili zdecydowanej większości błędów jakie trapiły początkowe wersje. Librus od lat wygląda tak samo, podstawowe funkcje zdają się działać, nie pamiętam też sytuacji, żeby stracił jakieś dane lub żeby przez jakikolwiek zauważalny czas nie dało się do niego zalogować. Z drugiej strony, wielu naturalnych funkcji brakuje: rodzic trójki dzieci i nauczyciel w dwóch placówkach otrzyma pięć kont, do każdego z nich osobny identyfikator numeryczny i osobne hasło, które najlepiej powinien zmieniać co miesiąc, ze względów bezpieczeństwa. Zalogowanie się do wielu kont w ramach jednej sesji jest niemożliwe. Trzeba się wylogowywać, ilekroć chce się spojrzeć na zawartość z innego konta. Możliwe jest obejście tego problemu, ale konieczne jest ustawienie przeglądarki, aby osobne karty nie współdzieliły ciasteczka sesji.

Brakuje również API, które pozwoliłoby na przykład automatycznie wystawiać oceny poprzez wepchnięcie do systemu np. pliku CSV. Brakuje możliwości eksportu danych i jakiegokolwiek programistycznego rozwiązania pozwalającego integrować bazy tych systemów z innymi systemami, których używa szkoła/nauczyciel. Nie mam złudzeń: jest to zrobione celowo. Ktoś szybko za pomocą tych mechanizmów stworzyłby darmowe wtyczki, które niektóre zadania nauczyciela, rodzica i ucznia realizują lepiej i za darmo.

Nie podoba mi się też koncept, że dane moich dzieci zarządzane są przez prywatne podmioty, których sam nie wybieram i którym muszę zaufać, choćbym tego nie chciał. Nie mam przecież wpływu na to, jakiego systemu dziennika elektronicznego używa publiczna placówka, do której uczęszczają moje dzieci.

Podsumowanie

Mam szczerą nadzieję, że kiedyś rządzący jednej lub drugiej opcji politycznej pójdą po rozum do głowy i zlecą opracowanie centralnego systemu zarządzania szkołami. Domyślam się, że na początku te systemy będą w jakimś sensie gorsze od bieżących rozwiązań i będą cierpiały na bolączki wieku dziecięcego. Ale kiedyś błędy się poprawi, a oszczędzone pieniądze zostaną w budżecie (akurat, zostaną zapewne wydane na coś innego). Czy naprawdę nie stać nas na lepsze rozwiązania?

Komentarze