Co powiedziałby Piaget na szybsze uczenie?

W poprzednich wpisach wspominałem o teorii stadiów rozwoju według Jeana Piageta. Nie chciałbym, abyście odnieśli wrażenie, że bezrefleksyjnie podążam za jego koncepcjami. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że z dużym dystansem podchodzę do nauk innych niż ścisłe. Już z kilku pierwszych wpisów na tym blogu można wywnioskować (co najmniej jeżeli zna się dokładniej teorie Piageta), że nie jestem ślepo zapatrzony w te idee. W tym wpisie postaram się przedstawić mój punkt widzenia na to, dlaczego warto próbować pokonywać z dzieckiem stadia rozwojowe wcześniej niż typowo.

Co dokładnie mówi Piaget?

Piaget zauważył, że prawie zawsze, zaraz po tym jak w grupie ludzi zaprezentował swoje odkrycia na temat tego jak uczy się człowiek, otrzymywał pytanie: Jak można to wykorzystać, żeby przyspieszyć rozwój dziecka?. Piaget nazywał to “amerykańskim” pytaniem, mając na myśli typowo pragmatyczne podejście do nauki i edukacji, które obserwował w Stanach Zjednoczonych. Według niego próba przyspieszania tego rozwoju może być nawet gorsza niż nie uczenie wcale.

Piaget nie widział błędu u dzieci, o których powiedzielibyśmy, że oblewają jego próby czy eksperymenty. Starał się zrozumieć sposób myślenia dziecka, które obierało inną ścieżkę dojścia do rozwiązania, na podstawie innych kryteriów, innych doświadczeń i w innym modelu. Idąc może już trochę za daleko: w tym innym środowisku dziecko udzielało poprawnej odpowiedzi.

Zazwyczaj odpowiedzią uczonego było pytanie Czy dobrze jest przyspieszać?. Piaget dopuszczał możliwość, że dzieci będą zdolne wykonywać odpowiednie zadania wcześniej, ale przekonywał, że nie powinno to być celem edukacji. Rozważał czym w ogóle jest wartość edukacji: finalnym zbiorem faktów i reguł czy procesem?

Co ja o tym myślę?

Spróbuję odpowiedzieć na pytanie Piageta. Uważam, że z wielu perspektyw - zarówno indywidualnej, jak i społecznej - przyspieszanie rozwoju może być korzystne.

Dzieci pod pewnymi względami mają sporą przewagę nad dorosłymi. Nie muszą się nikim opiekować, nie muszą pracować, nie muszą myśleć o zarobieniu na siebie, załatwieniu spraw w urzędzie, zdążeniu na ważne spotkanie. W ogóle, bardzo mało “muszą”. Mają więc czas na zabawę i swój rozwój. Mogą się skupić na tym co ich interesuje i poświęcić temu prawie dowolnie wiele czasu. Do czasu: aż pójdą do szkoły i system odpowiednio przygotuje i przyzwyczai ich do ośmiogodzinnego trybu pracy pięć dni w tygodniu.

Pomyśl ile więcej dla swojego rozwoju mógłbyś/mogłabyś zrobić, gdyby tydzień pracy trwał tylko trzy dni zamiast pięciu? Albo gdyby każdego dnia praca trwała tylko pięć zamiast ośmiu godzin? Zapewne udałoby się popracować nad kondycją, wykorzystać czas na rozwój kulturalny, więcej kontaktów społecznych. Może udałoby się znaleźć moment na spojrzenie na swoje życie z wysoka i podjęcie ważnych decyzji, na które w natłoku pilnych spraw nie ma czasu.

Małe dzieci ten czas mają, ale obserwują świat na swój sposób. Po doświadczeniach w pracy z moimi dziećmi oraz z dziećmi przedszkolnymi podczas wolontariatu, mogę śmiało powiedzieć, że większość dzieci jest bardzo chętna do uczenia się. Zabieranie dziecku kilkunastu (a później, gdy będzie do tego gotowe: kilkudziesięciu) minut na wspólne uczenie się, nie musi być wcale czymś trudnym. W istocie: moje dzieci chętnie same proponowały naukę, a dzieci przedszkolne na korytarzu smuciły się widząc mnie odprowadzającego moje pociechy, gdy dowiadywały się, że dzisiaj nie będzie zajęć.

Czas wolny, który mają dzieci, a nie mają dorośli, będzie spożytkowany tym lepiej, im bliżej “naszego” świata będzie dziecko. Całe to uczenie się nie musi być w żaden sposób formalnym procesem: dziecko może bawić się kalkulatorem mądrzej niż tylko wciskać losowe klawisze, nudząc się podczas jazdy samochodem może rozumieć treść mijanych billboardów (o ile potrafi już czytać) czy też możliwe będzie zagranie w grę planszową znacznie wcześniej niż wynika to z ograniczeń wiekowych na pudełku. Ostatecznie, tak czy siak, dzieciństwo kiedyś się skończy, a moment, w którym przed młodymi stawia się coraz więcej wymagań, może być dla nich bolesny. Im bardziej nieprzyzwyczajeni i mniej kompetentni do sprostania tym wymaganiom będą, tym bardziej będzie to bolesne doświadczenie. A zatem: dziecko przedszkolne może być przyzwyczajone do konceptu uczenia się i rozwiązywania zadań, co ułatwi mu późniejszy pobyt w szkole. Podobnie, ambitny licealista uczący się w dużym mieście może uczęszczać na niektóre zajęcia na uczelni wyższej (przy dobrych wiatrach może nawet zaliczyć niektóre przedmioty).

Rozwój w środowisku szkolnym

Aby osiągać sukcesy w szkole, w zasadzie jest tak, że należy nauczyć się pewnych rzeczy wcześniej niż inni: jeżeli dziecko szybciej opanuje umiejętność czytania, będzie miało lepsze oceny, będzie docenione, a czytanie lektur (a te są już w pierwszej klasie podstawówki) będzie czymś przyjemnym, co zajmuje niewiele czasu. Inaczej będzie jeśli dziecko będzie się uczyło czytania dopiero w pierwszej klasie. Jeżeli okaże się, że nie ma “bożego daru” i nie opanuje tego w lot, czytanie dłuższych tekstów będzie katorgą. Ostatecznie, tak czy siak, każdy nauczy się czytania, jednak ten, kto nauczy się później niż inni, będzie cierpiał, a traumatyczne doświadczenia związane z pokonaniem tej trudności będą towarzyszyć przy okazji kolejnych zdobywanych umiejętnościach. Podobnie jest z nauką matematyki, rozwojem fizycznym i społecznym.

Jeżeli dziecko będzie spóźnione ze stadium konkretnym (według Piageta dzieci przeciętnie osiągają to stadium w okolicach siódmego roku życia), to wiele sposobów jakie stosuje się do uczenia dzieci w pierwszej klasie, będzie dla niego nieadekwatnych. Jak dziecko ma zrozumieć, że pięć to mniej niż sześć, skoro przecież pięć słoni jest większe niż sześć cukierków? Dla dziecka, które nie funkcjonuje jeszcze na poziomie konkretnym, reprezentacja symboliczna obiektów może nie być tak łatwa, jak będzie się wydawać typowym nauczycielom w edukacji wczesnoszkolnej.

Sukcesy na wyższym poziomie

Wiele konkursów i zawodów na poziomie szkolnym i wyżej, również ma ograniczenie wiekowe: zanim piłkarz będzie grał mecze w reprezentacji, najpierw może zagrać mecze w mistrzostwach U15, U17 czy U19. Jeżeli poziom najlepszych piętnastolatków osiągnie w wieku siedemnastu lat, a poziom najlepszych siedemnastolatków osiągnie w wieku dziewiętnastu lat to przepadnie mu wiele “meczy życia”.

Podobnie rzecz ma się z wyzwaniami intelektualnymi: w olimpiadach na szczeblu juniorskim można startować w szkole podstawowej, potem są olimpiady dla licealistów, a później zawody dla studentów. Aby coś na tych aktywnościach dla siebie “ugrać”, trzeba dojść do odpowiedniego poziomu odpowiednio wcześnie. Ewentualny sukces pomaga w rekrutacji do kolejnych szkół/uczelni, daje satysfakcję i poczucie spełnienia, poprawia samoocenę i daje kopa do dalszej pracy. Ta praca, nawet gdyby miała nie przynieść ostatecznego sukcesu w postaci zdobycia tytułu finalisty czy laureata i tak jest lepsza niż przyglądanie się jak inni wokół osiągają sukcesy.

Drobne ostrzeżenie na koniec

Należy pamiętać, że to jakie treści przekazujemy dziecku i w jaki sposób, powinno być dostosowane do jego bieżących możliwości poznawczych. Wspominałem już o tym we wcześniejszym wpisie. Zbyt dużo nieudanych prób demotywuje dziecko, które co jakiś czas potrzebuje poczuć, że osiągnęło jakiś postęp. Należy więc uważać, żeby nie przesadzić: dzieci powinny uczyć się na podstawie doświadczania, na przykład rozwiązując odpowiednio dobrane zadania w odpowiedniej kolejności, a nie na podstawie rozwlekłych wykładów kierowanych do osób, które są w stadium formalnym.

W całym tym rozważaniu pominąłem też potencjalne inne skutki psychologiczne (np. stres czy problemy z samopoczuciem przy odpowiednio trudnych wyzwaniach). Piaget też ma dość dobry kontrargument dotyczący naturalnej ciekawości dzieci, które najlepiej rozumieją te zagadnienia, które same odkryły. Z tym akurat się zgadzam: również dorośli lepiej rozumieją coś, co odkryli samodzielnie, niż coś o czym tylko usłyszeli od kogoś. Z drugiej strony, nie da się samodzielnie odkryć całej rozległej wiedzy, jaką zdobywaliśmy jako ludzkość pokoleniami. Bardzo optymistycznie więc zakładam, że (przy odpowiedniej stymulacji) dziecko, gdy dorośnie, będzie mogło zastanawiać się nad problemami, co do których jeszcze nikt nie zna odpowiedzi.

Komentarze